Czasem boimy się naszych uczuć bo nie znamy siebie
5.9.13Mój powrót do blogowania miał być związany z moim wnętrzem. A może bardziej z tym to co wyszło z wnętrza na zewnątrz. Ogromna potrzeba harmonii w środku, przełożyła się na poczucie harmonii w moim otoczeniu. Rozliczenie z przeszłością nie było jednak łatwe. Ale przyniosło niebywałą lekkość i oczyszczenie.
I tu zaczęła się już zupełnie inna historia...Macie na nią ochotę ?
Epizod I. Nasz wymarzony kot
Żadnych zwierząt w domu - nie mamy na to warunków a na dodatek to ogromna odpowiedzialność - zawyrokował Pan M. Tak było dobrze - ja nawet nie protestowałam. Wyjeżdżaliśmy często, a czasem i na bardzo długo , więc taki obrót sprawy był jak najbardziej na miejscu. Ale czasy zaczęły się zmieniać i do naszych uszu wciąż docierało pytanie - Czy mogę mieć psa ? A może chociaż kota, chomika , szczura...? Wizja szczura okazała się dla mnie mocno motywująca. Więc przyłączyłam się do apelu syna - A może tak kota ??? Kot przekonał do siebie pana - w 2010 roku , w wakacje - jako przedstawiciel swojej rasy odegrał wspaniałe przedstawienie. Był cudownie łagodny , miziasty i powalił na kolana serce Pana. Ale ten kot miał już swojego właściciela. Była wielka rozpacz kiedy musieliśmy go zostawić.
Ale pojawiła się iskierka nadziei na własnego.
Nastał rok 2011 - listopad. Ostatni czas na znalezienie odpowiedniego kota. Ale co oznacza odpowiedni? Czy mieliśmy jakąś jego wizję ? Otóż żadnej. Postawiliśmy wszystko na jedną kartę - kot musi być odpowiedni dla naszej rodziny i na pewno sam nas znajdzie.Jak się za chwilę Dowiecie - kot był mało odpowiedni dla nas, za to my byliśmy bardzo odpowiedni dla kota Nie przeglądaliśmy po rasach odpowiednich dla dzieci. Było tylko to -miał być malutki - to było chyba jedyne kryterium.
A może to był błąd ?
Epizod II. Rudra vel Oskar
Czy w listopadzie naprawdę tak trudno jest znaleźć małego kotka ? Szukaliśmy mocno , mieliśmy nawet jednego wziąć do adopcji ale ciągle coś się przeciągało. Potem miała zamieszkać z nami mała , wiejska , czarna kotka - znów coś nie wyszło. Aż pewnego dnia pojawił się On. Za zdjęciu wyglądał na bardzo smutnego kota. Jak pokazałam go mojemu synowi, powiedział :" Jakie on ma smutne oczka". To było to. To musi być ten jedyny.
Mieszkał niedaleko nas. Zaledwie parę kroków. I nie był już taki malutki. Miał około trzech miesięcy. Zadzwoniłam do Pani. Powiedziałam ,że go weźmiemy ale za parę dni bo wyjeżdżamy . Pani była niecierpliwa. Dzwoniła , czy na pewno go chcemy. A my? Mieliśmy już wszystko dla niego przygotowane. Jak mogliśmy go nie wziąć ?
W końcu nastąpił ten dzień. Zabraliśmy tę małą rudą kulkę. Był zadbany. Ale jak się później okazało, tylko fizycznie :( Pan domu go nie kochał, ba nawet go nie chciał. Bo nie był kotem idealnym. Więc wymierzał mu czasem kopniaki. Czy wiedzieliśmy o tym ? Absolutnie , nie. Ponoć był podarunkiem od ojca właścicielki. Ale czy wypada oddać prezent ? Raczej nie. Więc wersja oficjalna - został został przez nich znaleziony.
Był już późny wieczór kiedy wróciliśmy z nim do domu. Pełni emocji , obaw. Ale to jeszcze nie był jego dom. Od razu jak go postawiłam na podłogę uciekł do góry. Każda próba zbliżenia się do niego kończyła się pogryzieniem:( Byliśmy przerażeni. Ale nie zdziwieni. Dla mnie koty nie są żadną tajemnicą. Wychowywałam się z nimi od dziecka. Ale czemu on tak się zachowywał było dla nas wielką tajemnicą. Na dodatek Pani wiedziała dobrze ,że kot idzie do dziecka. Nie malutkiego oczywiście, ale psychika i reakcja dzieci jest zdecydowanie inna niż nasza. Kolejny dzień upłynął nam na wizycie u weterynarza. Było okropnie. Pojawiło się nawet stwierdzenie ,że musimy go oddać. Od tego czasu pojawiało się ono bardzo często. Ale ja postanowiła walczyć o niego. Chociaż czasem sama byłam na rozdrożu patrząc na reakcje mojego pogryzionego syna. Nie był on wprawdzie" kotem z piekła rodem " ale było ciężko. Dostał imię Rudra - ogniowy , waleczny.
Na Oskar nie reagował wcale. Teraz wystarczy tylko zawołać go po imieniu i już jest. To bardzo mądry i piękny kot. Ale paraliżuje go strach przed dotykaniem , głaskaniem , samotnością .Boi się prawie wszystkiego a jego reakcją na to jest ucieczka lub gryzienie. Przez te dwa lata pobytu u nas dużo się zmienił. Nauczyliśmy go głaskania i wchodzenia na kolana . Ale oby nie było to za często.
Epizod III. Zespół falującej skóry
Rudra , dlaczego tamta Pani chciała Cię oddać ?
- Bo mnie nie lubiła.
Jak to , przecież ona mówiła ,że to jej mąż cię nie lubił ?
- On mnie kopał i okładał pięściami
Dlaczego to robił?
- Bo byłem czasem niegrzeczny
A czy dobrze ci u nas ?
- Tak , dlatego tu przyszedłem - wy mnie rozumiecie
Od początku wydawało mi się ,że jest coś z nim nie tak. Że psychika niesie jakiś bagaż doświadczeń. Ale skąd ? Miałam teorie ,że to pewnie z tego bezdomnego życia , że był krótko z matką ,że...Ale nigdy nie myślałam,że to przez "jego ludzi " - statecznych , ułożonych , z prestiżowymi stanowiskami.
Zespół falującej skóry - to "choroba" zagadka. Dla mnie to takie trochę ludzkie ADHD. Choroba nie do końca poznana , bez jakiś rozsądnych metod leczenia. No chyba ,że uwielbia się leczenie psychotropami. Obserwowałam jego reakcje od samego początku. I coś mi się w tym nie podobało.Ale wszyscy mówili ,że wymyślam, że wyolbrzymiam . Aż to momentu kiedy wyjechaliśmy na osie dni nad morze. Po naszym powrocie choroba zyskała na sile. W momencie ataku , w panice zabrałam go do naszej Pani doktor. Z diagnozą tej choroby są ostrożni. A może jeszcze mało o niej wiedzą? Ja przeczytałam o tym wszystko co się dało już dwa lata temu. Ukochana Pani Doktor powiedziała ,że nie ma na to dobrego lekarstwa . Przerobiliśmy już feromony ale to tylko lekko łagodzi sprawę. Tabletki ziołowe - również . Na razie w momencie ataku stosujemy metodę odwracania uwagi i miłości a on sam żeby nie dopuścić do maksymalnego natężenia zaczyna bardzo mocno gryźć pazurki u tylnych łap. Wygląda to okropnie, ale jemu pomaga. Na szczęście pazury i skóra są nienaruszone.
Rudra, dlaczego choroba się nasiliła ?
- Bo kiedy was nie było bardzo tęskniłem - myślałem ,że już nigdy nie wrócicie. Teraz nawet jak jesteście i tak się o to martwię .
Choroba ta siedzi w głowie. U Rudry to problem z wyrażaniem uczuć , nie umie pokazać skrajnych emocji w jakiś normalny sposób. Umie tylko tak. I pomimo tego ,że bardzo nas kocha nie potrafi inaczej.
Epizod IV. Niespodzianka
Jest mała i słodka. I niespodziewana . Ma około trzech miesięcy. Jest zupełnym przeciwieństwem Rudy - to oaza spokoju , wyczucia , miłości. To znajda mieszkająca w lesie i na polu. Ale dokarmiana przez dobrych ludzi. Nie ma urody prawdziwego amanta. O nie. Jak je, to wszystko ląduje wokół miseczki. A zjeść to on potrafi. Jest malutki i leciutki. Brudny jak nieboskie stworzenie. Zapchlony, zarobaczony i zezowaty. Ale wciąż mruczy. Nieustannie. Chodzi pewnie acz delikatnie. Zjada wszystko, co dla nas jest ogromnym zaskoczeniem. Rudra je tylko kocie karmy. I niczego więcej. Dla maleństwa problemu nie stanowi nawet kiszony ogórek.Chcecie wiedzieć jak znalazł się w domu , gdzie koty miały nidgy nie być i gdzie jest już ktoś kto wymaga niestandardowej pomocy? Pewnie będziecie zdziwieni :) Przyniósł go mój M. Powiedział ,że jak go zobaczył to nie mógł o nim zapomnieć . I wiedział ,że takiego zezowatego szczęścia , na pewno nikt nie weźmie. Młody miał jeszcze brata - ponoć ładniejszego i bez "wad". Ale nie , miał być ten i basta. Byłam w szoku. Do samego końca nie mogłam w to uwierzyć. Aż w końcu się pojawił. On - Tandawa. Po wizycie u lekarza , małymi kroczkami wszedł w nasze życie. Jest niesamowicie spokojny i łagodny. Pierwszą noc spędził w pokoju mojego syna przytulony do jego ciała. Po cichu wiem ,że zawsze o tym Marzył ,ale Rudra choć spał z nim, to tylko w nogach.
Epizod V. Zapoznanie
Tego chyba bałam się najbardziej. Bałam się o Rudre - o jego psychikę i o to jak się zachowa. Dzisiaj jeszcze nie powiem Wam jak to będzie , bo sama nie wiem. Ale jedno jest pewne - Młody zostaje. Rudra jak go zobaczył to oczywiście uciekł. Potem zwyciężyła jednak ciekawość. Od wczoraj podchodzi do niego coraz bliżej. Wącha go i obserwuje. Wręcz nie spuszcza z niego oczu. Myślę ,że ciągle jest w szoku. Ale nie rzucił się na niego , nie warczał , nie drapał. Mały natomiast niewiele się wzruszył . Wciąż próbuje go zachęcić do zabawy - ale tak delikatnie , spokojnie. Rudra ucieka -przecież nie zna tego. Ale Tandawa jest mistrzem przełamywania lodów. Kiedy Rudruś położył się w swoim kuferku, maluszek szybko ułożył się w jego nogach zablokowując Rudrze drogę ucieczki. Mieliśmy niezły ubaw. Ale tak naprawdę to nie lada wyzwanie. Bo wciąż muszę uważać ,żeby nie faworyzować ani jednego ani drugiego ,żeby Rudra miał swoje miejsce i czuł się dobrze,żeby Maluch nie myślał ,że to nie jego dom.
A wiecie jak trudno to zrobić kiedy jeden z nich nie lubi być głaskany ? Znajomi powiedzieli - mówcie do niego. Niby to proste. Niby mówimy. Ale chyba źle. Tłumaczyć kotu uczucia ??? To dopiero odjazd :) Ale zauważyliśmy ,że kiedy wychodzimy i mówimy mu ,że wrócimy, jest spokojniejszy :) Teraz nie będzie już sam. Bo zawsze kiedy nas nie ma , po powrocie zastajemy go wtulonego w swoją ukochaną zabawkę.
Postępy na dzisiaj :
-koty nie gryzą się
_ Rudra nawet przy misce odchodzi, co bardzo mnie zdziwiło - mają oczywiście każdy swoją -ale cudza okazuje się być lepsza, co też jest problemem bo R. jest na karmie specjalistycznej a T. na wysokobiałkowej , której straszy jeść nie może ;)
-Rudra zaobserwował , że można wchodzić na kolana częściej niż tylko czasami
- zauważył ,że można się gonić i to jest świetna zabawa - szczególnie o 5 rano :))
- ale wciąż nie chce być dotykany przez małego, wciąż ucieka - liczę ,że to się kiedyś zmieni
- kuweta - no tutaj nasz młody, leśny przyjaciel wykazał się niebywałą wiedzą i trafił tam bezbłędnie - jedyny mankament był taki ,że trafił nie do swojej - bo przecież kuweta Rudry taka ładna i duża ;) Ale znaleźmy na to sposób;)
Kochani - wiem ,dzisiaj zamęczyłam Was niesłychanie. Mam nadzieję ,że mi to wybaczycie. Ale chciałam już dawno zaznaczyć ,że czasami takie błahe objawy mają swoją podstawę i ,że miłość jest wielka pomimo tego ,że czasem boimy się naszych uczuć. Wierzę ,że Tandawa nauczy Rudrę prawdziwej kociej przyjaźni - czegoś ,czego my nie mogliśmy go nauczyć. Liczę też ,że Rudra nauczy maleństwo wielu innych rzeczy - i oby nie było to otwieranie drzwi ;)) Liczę ,że to co się tak spontanicznie wydarzyło w naszym życiu, będzie początkiem czegoś pięknego.
Rudra , Tandawa - czy chcecie nam jeszcze coś powiedzieć ?
Tak - to była super decyzja - będziemy razem szczęśliwi . I oby tak zostało - kot z zamkniętym sercem i kot o zezowatym spojrzeniu .
57 komentarzy
Pięknie to napisałaś, przeczytałam do deski do deski, z tymi kotami to trochę jak z prawdziwymi ludźmi doświadczonymi przez życie, ale wy daliście im tyle miłości, oby każdy traktował tak zwierzęta.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za kocią przyjaźń. Pozdrawiam
bardzo Ci dziękuję,że Przeczytałaś :)
Usuńtak Gosiu - pisząc tego posta miałam to samo odczucie ,że chyba jednak niewiele się różnimy od tych małych stworzeń ;) ściskam Cię mocno
Tak pięknie napisałaś o Waszych kotach, o uczuciach,miłości. Nie wiem co odpowiedzieć - wolę pomilczeć żeby nie zepsuć tego nastroju jaki teraz mam :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Was pozdrawiam :)
dziękuję i sama nie wiem co powiedzieć :) buziaczki zatem przesyłam dla Was wszystkich - tych małych i tych dużych ♥
Usuńhej kochana...wiesz co... po pierwsze ogromny buziak za wasze wspaniałe serce i ta piekna historię...
OdpowiedzUsuńprzeczytałam od deski do deski ze łzami w oczach, bo początek był dość smutny..zawsze , gdy czytam, widzę jak zwierzętom dzieje się krzywda przez okropnych ludzi to mam ochotę tylko krzyczeć. Cieszę się, że uratowaliście skarba i wierzę , że z dnia na dziej będzie coraz bardziej ludzki, a przytulanie i dotykanie nie będzie już takie straszne... Ta choroba, nigdy o tym nie słyszałam, ale cieszę się, że walczycie, kochacie nadal.. A mały? jest równie uroczy! taki słodki..te zdjęcia jak leżą obok siebie, niby pozowane ,a jednak takie "ciepłe"... kiedyś pewnie będą tak same z siebie:)
kochana niech im będzie z Wami jak najlepiej i Wam z nimi również.
:*** buziaki
Aniu - zupełnie tak siebie nie postrzegamy :)) to co Napisaliście wszyscy - to dla mnie ogromne zaskoczenie. Ale też wielka radość i szczęście - bo przecież Wszyscy tak mocno kochacie zwierzęta. Ty Kochana jesteś tego najlepszym przykładem.Jesteś ogromnie wyczulona na nieszczęście zwierzaków , na ludzką głupotę o czym nie raz Pisałaś. Wszystko pamiętam :))
Usuńdziękuję Ci za te słowa i ściskam mocno
piękny post :) dziękuję :) ja walczyłam przez 4 lata związku o kota i mam, mamy 2 cudownych braci. bardzo je kocham i nie chciałabym już takiego życia jak "przed nimi" mój partner tez jest nie do poznania koci tatuś się zrobił ;)ucałowania dla Waszych koto bardzo! :)
OdpowiedzUsuńbardzo Ci dziękuję ♥ cieszę się ,że mogłam to napisać , podzielić się tym z Wami i w końcu wysłuchać Was - to jest bezcenne :)a Wasze kotki są przeurocze - ściskam Was a nasze koty całują Wasze :)
UsuńNo i siedzę i ryczę... :) Ale chyba ze szczęścia, Twojego. Bo myślę, że z takim sercem, taką rodziną i nawet z takim wyzwaniem, którym się tak przejmujesz MUSISZ BYĆ SZCZĘŚLIWA :)
OdpowiedzUsuńNiedługo minie rok, jak mamy tylko jednego kota. Wcześniej było stado czyli ich dwóch i my skaczący wokół nich. Bazylek, ten który odszedł, był tym z problemami. Nie raz i nie dwa musiałam smarować się jodyną. Ale Bombla, który lgnął do niego niesamowicie, nigdy nie zaatakował ani nawet nie odgonił. W naszym przypadku wszelkim lekiem na złe humory Bazylka był Bombel.
Przy czym "złe humory" oznaczają tu podobne, do Waszych problemy. Podobne, nie takie same, więc nie wiem, jak będzie. Ale może Maluch okaże się niezłą terapią dla Rudry. Oby :)))
Bardzo trzymam kciuki, a Ty trzymaj za mnie pod koniec września, bo i nasze stado się zwiększy i zobaczymy tym razem co Bombel powie na młodszą wersję siebie ;)
Buziale ogromne :***
Fu - ogromne dziękuję za to co Napisałaś ♥♥♥ To dla mnie wiele znaczy - Twoje słowa , doświadczenie. Bardzo dobrze pamiętam Twoje koty. I wierzę ,że i u Ciebie ta mała trikolorka zrobi prawdziwą rewolucję :) Będę za to trzymać kciuki:) ściskam Kochana mocno
Usuń:***
UsuńJa również mam, czy może mają mnie ;-) dwa koty. Również kocury. I ten starszy także jest po przejściach. Trafił do nas gdy był dorosłym kocurem (paroletnim) - co przeszedł tego nie wiem, jego właściciele zmarli (starsi, ponoć niewidomi ludzie) a on sam mieszkał w wielkim zimnym pustym domu przez jakiś czas (nie wiem jak długi). Do tego został pozbawiony pazurków na przednich łapkach... dla kota krzywda to straszna... Nikt go nie chciał. A tymczasowy opiekun (kuzynka właścicieli) chciała go uśpić... Ja, jako,że kociara ze mnie straszna gotowa byłam go brać w ciemno - nie widziałam nawet jego zdjęć, tylko historię usłyszałam od zaprzyjaźnionego stowarzyszenia działającego na rzecz bezdomnych kotów w moim rodzinnym mieście. No ale jako świeżo upieczona mężatka nie mogłam podjąć decyzji sama, a małż mój nigdy zwierzaka w domu nie miał - a to miał być nasz pierwszy wspólny nowy członek rodziny. No nic to, nie będę się rozpisywać o wielkich przestraszonych kocich oczach, o przeraźliwym zimnie, o ludziach, którzy chyba tylko w swojej opinii są ludźmi o dobrym sercu, o ciężkiej podróży do swojego nowego domu. Tito (wcześniej Iskierek) trafił do nas. Ogromne kocisko, tak wychudzone, że można było policzyć wszystkie jego kosteczki. Kupa nieszczęścia. Brudny. Przerażony. Wrogo nastawiony do wszystkich i wszystkiego. Niecierpiący dotyku. Raz po raz kąsający zbliżającą się dłoń... Długo się poznawaliśmy. Zdobywaliśmy wzajemne zaufanie. ale morze cierpliwości i jeszcze więcej miłości przyniosło długo oczekiwane efekty - Tito obecnie jest bardzo kochanym kotem, owszem wycofanym, nie lubiącym obcych osób w otoczeniu i dalej kąsającym, ale to zupełnie inne kocisko. Uwielbia się przytulać (ale głaskać daje się tylko po głowie). A najbardziej lubi momenty kiedy przytulam się z małżem a on wskakuje do środka :-) W nocy bezwzględnie musi spać z nami - inaczej wielka awantura ;-)
OdpowiedzUsuńA drugi kot to bardzo dobry pomysł. My też sporo przebywamy poza domem a Tito również źle znosi naszą zbyt długą nieobecność, ale ma towarzystwo :-) więc jest mu raźniej :-)
Syndrom falującej skóry - my też mamy z tym problem - to chyba dotyka wszystkie koty po przejściach...
Uszy do góry z czasem będzie jeszcze lepiej, zobaczysz :-)
Pozdrawiam ciepło :-)
jestem ogromnie wzruszona tym co Napisałaś i ogromnie Ci za to dziękuję♥♥♥ takie komentarze wnoszą ogromną radość i wiarę - nawet nie Wiesz jak mi się buzia śmieje :))od razu jest mi łatwiej uwierzyć w nasze koty :)
Usuńbardzo ale to bardzo Ci dziękuję ♥ ściskam
Nawet nie wiem jak mam skomentować....zazdroszczę posiadania zwierzaczków...w każdym domu powinno być choc jedno zwierzątko,,,ja ciągle czekam...
OdpowiedzUsuńczasem wystarczy tyle co Napisałaś - reszta jest poza słowami :) i wierzę ,że kiedyś i u Ciebie nastąpi ten dzień:) ściskam mocno
Usuńwow, co za piekna historia i swietnie sie zachowaliscie, nie poddaliscie, widac ze koty sa naprawde kochane przez was i napewno sie dogadaja :)
OdpowiedzUsuńdziękuję ♥ mam nadzieję ,że jest im dobrze ;)i mocno wierzę , że kiedyś się dogadają :) buziaczki
UsuńIlono,
OdpowiedzUsuńno czytało się z niemałymi emocjami...
Rudra będzie miał towarzystwo!!! olala, to teraz tylko czekć, jak zaczną się gonić po pokojach ;P)))))
Mimo smutków o których piszesz, mimo przejść i echa niegdysiejszych zdarzeń, Rudra na pewno dobrze się u Was czuje. Moja Bafka nigdy nie zaznała nieszczęścia a też niestety nie pozala się dotkąć. Ja mam u niej czasem szansę na pieszczotę, taką maleńką, ale przenigdy nie dałaby się pogłaskać mojej mamie! Często sobie obserwuje z wysoka resztę swoich współlokatorów, a Drago jak podrósł, to stał się zaborczy i jak nawet Bafka przyczłapie wieczorem niepewnie na moje kolanka, to ten łobuz za chwilę już też jest i wystarczy, że się zbliży, a ona już czmycha... zbój to wykorzystuje, no ale dzieje się to mimo naszych starań o dopieszczanie każdego z naszych zwierzaków:)) Jednak potrafią się razem bawić, choć kocia zabawa to czasem bardz "dziwnie" wygląda...:P
Trzymam kciuki za Twoją gromadkę:)))) Eliasz jest pewnie przeszczęśliwy:)))
****
Tak - bo historie tych kotów są bardzo emocjonalne - może to one same napisały ten post? :)) Ale takiego obrotu sprawy pewnie się nie spodziewałaś ;)) Aga - to dla mnie wiele znaczy,że Napisałaś tu o relacjach swoich piękności. To daje człowiekowi zawsze jakiś inny obraz i dystans.
UsuńDziękuję Kochana ♥♥♥
p.s. przeszczęśliwy:)
Kochana ... czytałam z takim zaciekawieniem ... Jakie macie dobre serca. Myślę sobie, że Rudry będzie szczęśliwy i wiele się nauczy od Tandawa. Będzie im raźniej. Wspaniałego masz męża ...
OdpowiedzUsuńCzęsto jest tak, że boimy się czego nie znamy, a może się okazać, że jest to coś co nas uszczęśliwi :)
buziak
coś Ty Kochana - mamy zwyczajne serca - jak Wasze :)każda z Was zrobiłaby lub robi to samo, na różnych płaszczyznach. Ten post mógł być o każdej z Was :))
Usuńściskam ciepło
Piękna historia. U mnie są 2 kociaki w dosyć małym mieszkaniu. W ym roku z 2 miesiące temu przynieśliśmy do domu rozwrzeszczanego podrzutka, co nasz wet znalazł pod płotem kliniki. Był najmłodszy i podobno najbrzydszy, no i miauczał jak najęty, więc nie mógł znaleść swoich człowieków, do dnia kiedy pojechaliśmy do weta po leki dla Lunki. Zakochaliśmy się w tej małej rozwrzeszczanej kulce. Ludzie są wredni, jakby mogli to jeszcze przed urodzeniem swojego własnego dziecka już by go ulepili według własnego wyobrażenia... a co dopiero kotka, a to ma być czarny, a to oczka niebieskie, a pędzelki na uszach, a brzuszek biały, takim to bym nawet porcelanowego zwierzaka nie oddała pod opiekę. Na studiach pomagałam w schronisku dla zwierząt, to ludzie przychodzili jak do warzywniaka i przebierali w tych biednych stworzeniach jak w kartoflach. :/
OdpowiedzUsuńWracając do moich kotów, to po ok tygodniu nastąpiła przyjazń. Lunka nie ma chyba za sobą traumatycznych przeżyć, ale jest płochliwa i nie lubi być poza swoim znanym, domowym terytorium, po kilku dniach fochów, warczenia i delikatnych łapoczynów zaakceptowała Browniego. Teraz mam w mieszkaniu tupot 8 małych łapek o 6 rano. :)))
aaa wrzeszczenie Browniego przeszło jak tylko Lunke zobaczył. Teraz wita nas wrzaskiem jak do domu wchodzimy, albo jak chce na kolana się wpakować, no i o czywiście w porach dawania kocich smakołyków. :D
OdpowiedzUsuńPowodzenia z futerkami, będzie dobrze, koty lubią swoje towarzystwo, nawet jeśli to będzie tylko paczenie na siebie. :***
Drui - to cudowne co piszesz. Wielce budujące , motywujące i pełne doświadczenia z którego chętnie zaczerpnęłam. Już dawno wiedziałam ,że Masz ogromne serce i niesamowite wyczucie krzywdy. Jesteś Wielka. Wierzę ,że Twój komentarz wniósł tu bardzo wiele.
Usuńdziękuję Kochana ♥♥♥
Dobrze, że zwierzaki mają siebie, no i oczywiście Was:) Jeszcze dwa lata temu nie uwierzyłabym, że wzbogacimy się o osiem kociambrów;) Żyją w zgodzie z psem Tuptusiem- sześć córek, synek i mama, która to sobie właśnie nas znalazła...
OdpowiedzUsuńKochana - to jest dopiero wyzwanie :)) gratuluję takiej Rodzinki i ściskam Wszystkich
UsuńPiekna historia i piekna walka pełna miłosci do tego biednego zwierzaka.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że jeszcze przyniesie Wam wiele radosci
dziękuję Kochana - wierzę ,że to jest nowy etap w naszym życiu - oby był ciepły i słoneczny ;) buziaczki
UsuńMoja Droga, pięknie napisane! U nas nie ma zwierzaków, bardzo dużo się przemieszczamy i uważam, że w tym momencie byłby to kłopot. Ale Córka zaczyna się domagać kotka, pieska...narazie moje argumenty działają (centrum miasta, więc dla psa nie bardzo, przed kotem trzeba się zbadać, bo alergie się nas różne imają...) jednak liczę się, że kiedyś jakiś zwierzak dołączy, tym bardziej że w mojej jak i Łuka rodzinie zawsze jakieś zwierzaki były.
OdpowiedzUsuńAle nie jestem pewna, czy miałabym tyle cierpliwości co Ty, szacun! :)
Nawet nie wiem jak w skrócie to opisać, ale uderzyło mnie, że to co Ty piszesz o zwierzakach, można dokładnie przełożyć na nas, na ludzi. Nie będę się rozpisywać, bo wieczór i niemoc intelektualna mnie ogarnęła, więc się wysłowić nie mogę. Ale niesamowicie mną to ruszyło!
No to się rozpisałam, ale temat taki do rozpisania. Uściski i miłego wieczoru!
Ogromnie się cieszę Moni ,że wychwyciłaś to podobieństwo :) Wiele z Was to zobaczyło.Pisząc tego posta też miałam takie odczucia.
Usuńdziękuję Ci za Twoje słowa Kochana ♥♥♥
Z miłą chęcią przeczytałam Twoje kocie opowieści. Kotki masz urocze, zwłaszcza małego Słodziaka:-)
OdpowiedzUsuńMy nie mamy kota, ale czytając Twojego posta myślę, że warto:-)
Pozdrowionka
dziękuję za cierpliwość w czytaniu :)) i Twoje ciepłe słowa - a kota napewno warto mieć :)))) buziaczki
UsuńCudowna historia, czytałam z łezką w oku, tym bardziej, że nasze wszystkie zwierzęta też są po przejściach. Macie ogromne szczęście, że Wasz pierwszy kot zaakceptował nowego, my już wielokrotnie próbowaliśmy dla naszej Kotki kogoś zorganizować, ale niestety kończyło się to strajkiem głodowym naszej pupilki. Rzeczywiście porównanie ludzi do zwierząt jest bardzo trafne, zarówno u jednych, jak i u drugich trudno jest naprawić to, co poszło nie tak, choć jak widać trochę można to złagodzić, kiedy znajdzie się odpowiednią metodę. Życzę Wam powodzenia :-)
OdpowiedzUsuńWiesz , jak przeczytałam to wszystko razem - to też mi się łzy kręciły. Bo to tyle emocji ruszyło ...
UsuńNa razie koty się zachowują bardzo dobrze:) nie żeby od razu wielka miłość ale widać ,że jest szansa :)
buziaki Kochana wielkie ♥♥♥
cudownie to napisałaś, cudownie się czytało:) lubię koty, a ponieważ pewnego dnia jedna kotka sama postanowiła zamieszkać u moich Rodziców, nie pytając ich wcale o zdanie (Ojciec był zawsze wielkim przeciwnikiem kotów - a tu wpadł jak przysłowiowa śliwka w kompot w wielką miłość:)), więc trochę wiem ile macie pracy, ale też radości z tej kociej części życia:)
OdpowiedzUsuńu mnie teraz powoli w głowie dojrzewa myśl wzięcia kogoś pod opiekę i będzie to mały psiak - ale musi być przeznaczenie - nie chcę kupować kiedy jest pełno stworzeń, które potrzebują domu i miłości, jak nasze drogi się zejdą, wtedy wezmę za niego odpowiedzialność.
Tobie życzę powodzenia w wyzwaniu jakim są tacy współlokatorzy :)
dziękuję ♥♥♥ Wasze historie wnoszą tak wiele. Jak bardzo się cieszę ,że Zechciałaś się podzielić swoją - to dla mnie wielka pomoc :) Życzę Ci zatem aby los jak najszybciej postawił na Twojej drodze słodziaka , który będzie czekał tylko na Ciebie
Usuńściskam ciepło
Zachwycająca i łapiąca za serducho historia!
OdpowiedzUsuńZwierzaki jak ludzie widzą, słyszą i co najważniejsze czują!Jedyne przeciwieństwo człowieka, to ich bezinteresowna miłość i wierność do swoich właścicieli, bo przecież nie na darmo się stwierdza, że zwierzak, to najlepszy przyjaciel człowieka;)
Przesłodkie te Wasze kociaki, nic tylko przytulac i całować;)
buziaczki;***
:) tak , Martusiu - Masz rację - czują mocno i równie mocno zapamiętują te przykre chwile :(
OdpowiedzUsuńmam nadzieję ,że nasz kociaki będą dla siebie dobrymi terapeutami :)) buziaczki
Koty mają niezbadaną psychikę. Moja 3 letnia kotka w lutym tego roku dostała jakiegoś strasznego ataku agresji, strasznie nas pogryzła (jeden z domowników musiał jechać z ręką na pogotowie). Wcześniej nie było żadnych objawów była bardzo kochanym i rozpieszczanym kotkiem. Najprawdopodobniej to przez hormony. Reakcja weterynarza ? "Ooo jak zaatakowała to zmiany w psychice - do utylizacji" My oczywiście walczyliśmy o naszą kotkę została natychmiast wysterylizowana. Minęło kilka miesięcy i kotka wydaje się ok, chociaż wystarczy że się czegoś przestraszy to jest cała napuszona, i gotowa ataku ale z miesiąca na miesiąc coraz mniej takich sytuacji.
OdpowiedzUsuńRozumiem frustrację z 1 strony kochaliście swojego kota a z 2 musieliście żyć z tykającą bombą!
:)) tak to bywa - kot mojej znajomej nawet po kastracji , po paru latach dostał okropnego szału i musieli go przenieść z bloków do swoich rodziców na podwórko. Nasz jest wykastrowany i na szczęście nigdy nie pogryzł nas tak mocno ;)nie ma też ataków szału - i niech tak zostanie ;))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
Bądź co bądź, zwierzęta jak dzieci (przepraszam za porównanie) ofiarowują bezgraniczne uczucie, lojalność, przywiązanie...nic tylko brać z nich przykład!! a Wy mimo wcześniejszych ustaleń:) wykazaliście się wielkim serduchem;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
:) tak Justyś - Masz rację - z tymi uczuciami to jak u nas ludzi :) ściskam Cię mocno ♥
UsuńTak pięknie to opisałaś, że sama się zaczęłam zastanawiać nad swoimi kotami. Nasza kotka też chyba była wcześniej bita. Mimo roku z nami, wciąż się boi, kuli. Nie ma szans wziąć ją na ręce. Czasem tylko przyjdzie na kolana, ale to rzadkość. Rozumiem Twoje rozterki.
OdpowiedzUsuńMasz wielkie serce ♥
Szkoda ,że nie możemy wiedzieć o wszystkim co przeszły nasze zwierzęta wcześniej;( ale czasem i ta wiedza okazuje się być za mała aby im pomóc. Bo niby coś się w nich zmienia ale lęk chyba pozostaje już im na zawsze ...ściskam Cię mocno i Twoje śliczne kotki również ♥
UsuńŚliczne kicie ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie ;)
dziękuję :)
UsuńChciałabym, ale nie mam odwagi zaprosić drugiego kociaka do domu. Obawiam się, że Tośka, która mieszka u nas już 3 lata nie zaakceptowałaby drugiego kota.
OdpowiedzUsuńMieliśmy te same obawy - wcześniej już nie raz się nad tym zastanawialiśmy ale ostatecznie decyzja nie została podjęta.Rudra ma dwa lata , swoje problemy , swój świat.Ale kiedy mój mąż zobaczył maleństwo , nie mógł o nim zapomnieć. Postanowił go wziąć. Udało się pod tym względem ,że Rudra nic mu nie robi. Nawet na niego nie "krzyczy" jak ten wyjada mu z miseczki;) Mam nadzieję ,że nadal będzie wszystko ok.
UsuńMyślę ,że warto spróbować :))
Czekam na dalsze wieści, oby pozytywne i z uśmiechem, bo za to trzymam kciuki :)
OdpowiedzUsuńDaj znać, co jest, jak jest? :)
dzięki Fu :)) już jutro o tym napiszę ;)) jest chyba ok - to tak na szybko Żebyś już w końcu mogła wszystkimi palcami pracować :)) i ogromne cmoki za kciuki i za pamięć - Jesteś Kochana ♥
UsuńPiękna ta opowieść o kotach:) Ja też się często zastanawiam co przeżyła nasza mała Lulu zanim znaleźliśmy ją głodną i wystraszoną pod drzwiami naszego letniska. Miała wtedy (wg oceny naszej pani weterynarz około 4 m-cy) I chociaż mieszka z nami ponad miesiąc, to cały czas jest trochę nieufna. Pewnie ma też swój bagaż niedobrych doświadczeń... Na domiar złego mnie jest dość trudno nawiązywać z nią bliski kontakt, bo niestety jestem bardzo uczulona na koty:( moge ją pogłaskać, ale już kazda próba przytulenia, czy wzięcia jej na ręce kończy sie łzawieniem, kichaniem i wysypką na skórze. Z tego też powodu nigdy nie planowaliśmy posiadania kota i decyzja żeby zatrzymać Lulu była dla mnie wyjątkowo trudna, wiążąca się z koniecznością przyjmowania sporej ilości leków i odczulaniem (mam nadzieję, żę efekty odczulania będą spektakularne:)). Ale nie żałuję- nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie mieli teraz naszej kociej przybłędy:)
OdpowiedzUsuńBuziaki!
Viola
Dziękuję Kochana ♥ To piękne co Piszesz choć wiem jak mocno dla Ciebie "uciążliwe":)Sama też mam alergię ale na szczęście nie na futro ;) A takowe potrafi dać mocno w kość - dlatego będę trzymać kciuki abyś się Odczuliła :) Kiedy zamieszkał z nami pierwszy kot - dwa lata temu - przez pierwsze dni alergia też próbowała się przebić ale jej się nie udało. Teraz znów ponowiła próbę - no bo w końcu to nowa sierść - więc trzeba próbować. Na szczęście znowu bez skutku :))
UsuńŚciskam Was ciepło i miziam tę Waszą czarną ślicznotkę ♥
cudnie mi się to czytało:)))))uwielbiam kocie przyjaźnie,,,bo sa takie....hmmm..pełne wyrozumiałości i prawa do samotności:)))trzymam kciuki!!!
OdpowiedzUsuńjest mi bardzo miło ♥ i ogromnie ważne jest to o czym Napisałaś - dziękuję ♥
UsuńPrzepieknie to napisalas. Czytalam jak zahipnotyzowana. Moj pies Leo tez byl bity przez wczesniejszego wlasciciela, ale widze, ze u Rudry jest powazniej. Trzymam kciuki za wasze kociaki. Uwielbiam Was, ludzi z takim serduchem. Czuje sie dzis naprawde szczesliwa tego ranka :)
OdpowiedzUsuńKochana, dziękuję, przegapiłabym taką piękną historię.
OdpowiedzUsuńJak trafiła do nas Kelly (a była już Molly) oczywiście usłyszałam w domu zastrzeżenie, że dwa koty wystarczą... A ponieważ ja uważam, że nie wystarczą to wymyśliłam dom tymczasowy i panowie się zgodzili :)))
Ale oczywiście mam nadzieję, że uda mi się tej trikolorce znaleźć domek bo takie jest założenia, wtedy mogłabym szukać rodziny dla następnego potrzebującego futerka.
Cudownie się żyje z kotami, z psami zresztą też :)
Pozdrawiam i głaski dla kociaków przesyłam, szczęśliwe są u was :)
:) tak to już chyba jest z tymi kotami - najtrudniej podjąć decyzję o pierwszym - kolejne to już tylko kwestia czasu ;)) również mocno wierzę,że ktoś szybciutko przygarnie tę kicię :))
OdpowiedzUsuńdziękuję za odwiedzinki ♥